wtorek, 4 maja 2010

Natillas czyli budyń na zimno po hiszpańsku

W Elche, w większości sklepów jakie zwiedziłam, nie ma rzeczy w proszku. Zupek chińskich nie spotkałam, inne niezbyt smaczne (no chyba że takie z żółtych warzyw, to nie są takie najgorsze). O kisielu można zapomnieć. Jedynie puree jeszcze widziałam. Do domu na święta zawiozłam sobie natillas, uradowana że podzielę się z rodziną czymś naprawdę hiszpańskim. Mam tu książkę kucharską, więc i na ten przysmak znalazłam przepis. I co? Praktycznie niczym nie różni się od naszego rodzimego budyniu. Tyle, jeżeli chodzi o skład, ale smak... to zupełnie inny przysmak niż budyń! Jako że bardzo mi to posmakowało, podzielę się przepisem z książki Simone Ortega: 1080 recetas de cocina (kupiłam w pierwszych dniach, przekonana że skoro książka miała już 50 wydań od lat '70 to musi być typowo hiszpańską książką kucharską, na razie się nie zawiodłam, ale w sumie nikt stąd kogo pytałam tego autora nie zna; może to coś w stylu naszej książki takiej granatowej z przepisami sprzed 30 lat? ;))

Natillas
Zdjęcie użyczone stąd.
dla 6-8 osób:
1,5 l mleka
6 żółtek
6 łyżek cukru
skórka z cytryny (ale tej co dociera do polski wymoczonej w płynie antypleśniowym to bym nie ścierała) lub 2 laski wanilii (można dać aromat)
1 łyżka mąki kukurydzianej
cynamon do smaku (opcjonalnie)


Do garnka wlać mleko, dodać cztery łyżki cukru, skórkę z cytryny i zagotować. W międzyczasie w misce roztrzepać żółtka z dwoma łyżkami cukru i mąką kukurydzianą. Gdy mleko zacznie bulgotać należy zdjąć je z ognia, a następnie powoli wlać "budyń" do żółtek cały czas mieszając. Gdy masa będzie jednolita przelać z powrotem do garnka i na małym ogniu mieszać aż osiągnie kremową konsystencję. Jeżeli na powierzchni będzie tworzyć się piana, należy mieszać do momentu aż masa będzie gładka. Następnie masę przelewamy przez sitko o dużych oczkach (coś w stylu durszlaka, zdaje się) do miseczek (jak na zdjęciu, lub też inaczej, jak się lubi). Po ostygnięciu masę wkładamy do lodówki. Przed podaniem można posypać cynamonem. Ja lubię wersję z ciasteczkiem - przy wkładaniu do lodówki na wierzch masy kładziemy ciastko (u nas to się zwie holenderskie, raczej mało słodkie dla kontrastu do natillas). Gdy już będziemy jeść nasze natillas ciasteczko świetnie uzupełnia smak zimnego budyniu, który w tym wydaniu smakuje zupełnie inaczej.

Wersja dla leniwych (dwóch osób) o podobnym smaku: robimy budyń waniliowy z torebki, przelewamy do miseczek, studzimy, wrzucamy ciastko, do lodówki... po wyciągnięciu jeszcze posypać cynamonem i... voila! 

¡Que aproveche!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz